120509 USA Menschenrechte
11 maja 2009Rada Praw Człowieka NZ jest jednym z multilateralnych gremiów, których działalność zależy też od woli politycznej poszczególnych rządów. Reprezentuje ją 47 narodów. Jest ona jakby pobocznym organem Zgromadzenia Ogólnego NZ. Były sekretarz generalny ONZ Kofi Annan już w 2005 roku chciał podnieść jej rangę; chciał, by stała się głównym organem ONZ, podobnie jak Rada Bezpieczeństwa, ale USA się na to nie zgodziły. Wolfgang Heinz, ekspert od międzynarodowej polityki bezpieczeństwa w Niemieckim Instytucie Praw Człowieka w Berlinie uważa, że to dlatego, iż w Stanach Zjednoczonych rządzili wówczas konserwatyści. Jeżeli USA chcą być reprezentowane w Radzie Praw Człowieka to znaczy, że zaczyna tam dominować bardziej liberalny nurt polityczny. To jednak nie jedyny powód, uważa Heinz. Naruszanie praw człowieka w Izraelu raz po raz staje w ogniu krytyki Rady Praw Człowieka podczas, gdy ignoruje się postępowanie administracji palestyńskiej. "W tej sytuacji spodziewam się" - mówi Wolfgang Heinz - "że USA wtedy, gdy będzie chodziło o rezolucję w sprawie Izraela, staną po jego stronie. W jednym z oświadczeń z 4. marca Stany Zjednoczone wyrażają zaniepokojenie upolitycznieniem Praw Człowieka i tym, że krytyka Rady Praw Człowieka ogniskuje się zawsze tylko na jednym kraju."
Motywy USA
W Radzie Bezpieczeństwa NZ na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat USA zwłaszcza wtedy korzystały z prawa weta, gdy chodziło o rezolucje, które były w ich przekonaniu nie fair albo wymierzone wyłącznie w Izrael.
Wygląda na to, że już niedługo ta sprawa znajdzie się po raz kolejny na porządku dziennym, ponieważ ONZ-owi przedłożono niedawno raport w sprawie ataków armii izarelskiej na urządzenia ONZ w strefie Gazy. Przy czym znamienne jest według Heinza to, że niektórzy członkowie Rady Bezpieczeństwa są jednocześnie członkami Rady Praw Człowieka jak choćby Francja, Anglia, Chiny i Rosja.
Innymi motywami przystąpienia USA do tego gremium jest zapewne "świadomość, że jeśli się chce angażować na rzecz przeforsowania praw człowieka, to trzeba to czynić tam, gdzie odbywają się najważniejsze dyskusje polityczne między 47. państwami członkowskimi Rady Praw Człowieka". Przy czym Heinz nie przemilcza, że w skład Rady wchodzi też szereg państw, w których poważnie pogwałca się prawa człowieka i dlatego zachowują się one bardzo defensywnie i powściągliwie. Dodaje, że od blisko dwudziestu lat nic się w tym względzie nie zmieniło.
Lepiej być z USA, niż przeciwko USA
Wzorem do naśladowania w kwestii respektowania praw człowieka Stany Zjednoczone obecnie nie są. Wystarczy wymienić incydenty w więzieniu Abu Ghraib, obóz jeniecki Guantanamo, albo, jak to za rządów Busha USA odmawiały współpracy ze specjalnymi sprawozdawcami ONZ ds. sytuacji praw człowieka, nie mówiąc o nadal obowiązującej w USA karze śmierci. Czy w tej konstelacji można liczyć na to, że większość państw wybierze USA w głosowaniu na Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych?
Wolfgang Heinz uważa, że szanse Stanów Zjednoczonych nie są złe, ponieważ administracja Obamy zapowiedziała nowe ukierunkowanie polityki i już swe obetnice realizuje i ponieważ wiele państw, również tych krytycznie nastawionych do USA, jest zdania, że lepiej mieć Stany w swym gremium i z nimi dyskutować, niż pozostawić je na uboczu.
Jeżeli USA zostaną wybrane, na pewno wpłynie to na zmianę dynamiki w Radzie Praw Człowieka - utrzymują niemieccy eksperci od praw człowieka: nawet jeśli chodzi tu o mandat jak każdy inny, mówią, z głosem USA trzeba się będzie liczyć.
U. Mast-Kirschning / me / Red.