Twarde lądowanie
21 sierpnia 2011Następcą Joachima Hunolda będzie były szef Deutsche Bahn, Hartmut Mehdorn. Zdaniem specjalistów stanowi on "rozwiązanie przejściowe" na rok, góra dwa. Podobnie jak wtedy, kiedy rządził kolejami, będzie dążył do obniżenia kosztów własnych firmy, a potem ustąpi miejsca nowemu szefowi. Tak czy siak, dla personelu i klientów Air Berlin nadchodzą ciężkie czasy.
A miało być tak pięknie...
Jeszcze parę lat temu tanie latanie naprawdę było tanie. Za 29 euro można było wybrać się na zakupy do Mediolanu lub Londynu, albo na wycieczkę do Reykjaviku. Teoretycznie dziś też jest to możliwe, ale kto myśli, że zapłaci za to tylko gołą cenę biletu, ten się myli. Po doliczeniu opłaty lotniskowej, dodatku za benzynę i bagaż oraz podatku od biletu, który w Niemczech waha się od 8 do 45 euro, tani lot przestaje być tani.
Fachowcy przepowiadali to już od dawna. Wskazywali na ograniczone możliwości obniżania cen przez lotniczych przewoźników niskobudżetowych. Tanie loty też bowiem kosztują. Niski koszt biletu trzeba opłacić dojazdem do tańszego w obsłudze lotniska, ograniczeniem ilości i wagi bagażu, mniejszymi odstępami między fotelami, czyli niższym komfortem lotu i brakiem darmowych posiłków na pokładzie samolotu.
Z tym wszystkim można się pogodzić. Oczywiście, do pewnych granic. Kolejne pomysły szefów tanich linii, takie jak wprowadzenie miejsc stojących (!), czy opłat za korzystanie z toalety, wzbudziły masowe protesty i szybko się z nich wycofano. Przynajmniej na razie.
Cały szkopuł w tym, że tanie linie lotnicze mają w tej chwili większe problemy niż badanie, co jeszcze gotowi są znieść ich potencjalni klienci. Ceny kerozyny stale idą w górę. Podatek od biletu siłą rzeczy podnosi koszty lotu, co zniechęca tych, którzy wolą skorzystać z usług firm autobusowych, oferujących naprawdę niedrogie, choć zabierające więcej czasu, przejazdy między dużymi miastami w Niemczech i Europie.
A kiedy władze UE zrealizują projekt objęcia tanich linii lotniczych handlem emisjami CO2, wtedy tanie loty ostatecznie przestaną być tanie. Jedni przewoźnicy wciąż jakoś sobie z tym radzą. Inni, tacy jak Air Berlin, mnożą straty. Od czasu wejścia tej firmy na giełdę, przeżywa ona stałe pasmo klopotów.
Nadchodzą ciężkie czasy
Air Berlin ma huby, czyli lotniska pełniące rolę głównej stacji przesiadkowej, w Berlinie, Düsseldorfie, Norymberdze, Wiedniu i w Palma de Mallorca. Te trzy pierwsze ucierpiały wskutek wprowadzenia podatku od biletów lotniczych. Mówiąc ściślej: utraciły część pasażerów, którzy w przypadku lotniska w Düsseldorfie zdecydowali się na dojazd na lotnisko w Maastricht w Holandii, niedaleko od granicy z Niemcami, oferujące im więcej tanich połączeń.
Coraz częściej krytykowany za złą politykę gospodarczą założyciel i długoletni szef Air Berlin, Joachim Hunold, zdecydował się wycofać z interesu i zapowiedział odejście z firmy od pierwszego września. Jego następca, Hartmut Mehdorn, ma zadanie przeprowadzenia bolesnych, ale niezbędnych cięć. Wiadomo już, że Air Berlin ograniczy sieć połączeń i skoncentruje się na najważniejszych lotniskach węzłowych w Berlinie, Düsseldorfie, Wiedniu i w Pallma de Mallorca.
Podobne kłopoty przeżywa również inny tani, niemiecki przewoźnik lotniczy - Germanwings. Tylko irlandzka spółka Ryanair, która zapoczątkowała epokę tanich lotów, nie tylko wciąż potrafi na siebie zarobić, ale nawet zwiększa obroty. W pierwszym kwartale jej się to udało, ale żeby zrealizować plan na ten rok, także Ryanair w sezonie zimowym skasuje część połączeń i podniesie ceny biletów do 12 procent.
Inni przewoźnicy planują to samo. Najpierw jednak należy oczekiwać dopisywania przez nich do ceny biletu cen za wszystkie możliwe usługi dodatkowe. Sytuację może zmienić całkowicie objęcie tanich linii handlem emisjami. Niektórzy analitycy, tacy jak Jürgen Pieper ze znanego, prywatnego banku Metzlera z Frankfurtu nad Menem, wskazują na drugą stronę medalu. Takie rozwiązanie wyjdzie na korzyść liniom, które zmodernizowały swą flotę maszyn i staną się przez to bardziej konkurencyjne - mówi.
Ogólny trend nie wygląda jednak dobrze dla pasażerów. Tani przewoźnicy powietrzni muszą bowiem ograniczać sieć połączeń i stopniowo podnosić ceny biletów. A kiedy zrównają się one z tymi, które oferują "normalne linie", wtedy tanie latanie czeka przysłowiowe twarde lądowanie.
Dirk Kaufmann / Andrzej Pawlak