Turcja. Erdogan kontruje „cywilny pucz“
12 czerwca 2013Już po pierwszych protestach w parku Gezi w Stambule premier Turcji Recep Tayyip Erdogan nie przebierał w słowach. O demonstrantach mówił jako o bandytach i ekstremistach. To było pod koniec maja. Kilka tygodni później zaostrza jeszcze ton. Aktywiści są bandą spiskowców, których zamiarem jest wpędzenie kraju w chaos a jego samego chcą zmusić do ustąpienia. Najnowszą kontrą premiera Erdogana są planowane na najbliższy weekend wielkie manifestacje – przede wszystkim na przedmieściu Ankary Sincan. Turecka prasa spekuluje, czy wybrał to miejsce z premedytacją.
– Sincan jest symbolem 28 lutego – mówi Utku Çakırözer, dziennikarz wychodzącej w Ankarze gazety „Cumhuriyet”. 28 lutego 1997 Sincan stało się symbolem ostatniej interwencji tureckiego wojska. Wydarzenia tamtych dni przeszły do najnowszej historii jako „postmodernistyczny pucz” i „proces 28 lutego”. Wojsko wszczęło wówczas kampanię przeciw proislamskiemu rządowi Necmettina Erbakana. Kampanię wsparły czołgi wysłane właśnie na ulice Sincan. Pucz zakończył się ustąpieniem Erbakana i jego rządu.
Policja przeciw wojsku?
– Do tej pory przy każdej próbie przewrotu głównym podejrzanym było wojsko – mówi w rozmowie z Deutsche Welle Omer Sahin z dziennika „Radikal”. Dzisiaj ówcześni przywódcy puczu, między nimi wysocy rangą wojskowi, siedzą w więzieniu w Sincan. Teraz wojsko milczy. Od czasu gdy w 2011 roku na jego czele stanął generał Necdet Ozel, wojsko nie zabiera publicznie głosu w sprawach wewnątrzpolitycznych. Rozmowy między rządem i wojskiem toczą się, ale za zamkniętymi drzwiami.
Utku Çakırözer jest zdania, że metoda ta sprawdziła się. – Dlatego podczas aktualnych protestów ze strony wojska nie słyszymy nic – mówi DW. Zarazem uważa, że wojsko jest zaniepokojone, iż może dojść do starcia między wojskiem i policją.
– Pierwszego dnia protestów wojsko pomogło wielu demonstrantom – opowiada Çakırözer. – Szpital wojskowy rozdawał na przykład maski chirurgiczne, które miały chronić przed gazem łzawiącym. Uciekający demonstranci mogli się też schronić w budynkach wojskowych, a w jednej z baz wojskowych doszło do starcia żołnierzy z policjantami – wylicza. Incydenty te najwyraźniej przestraszyły niektórych wysokich rangą wojskowych – uważa Çakırözer. Krótko potem widać było, że robią wszystko, żeby trzymać żołnierzy z daleka od demonstrantów. – Pełniący zasadniczą służbę wojskową muszą mieć chyba nawet zakaz wyjeżdżania do domu w weekendy, żeby po drodze nie wdali się w bójki z policją – tłumaczy Utku Çakırözer.
„Pucz cywilny”
Z najnowszych wystąpień Erdogana nie wynika, że miałby uważać właśnie wojsko za największe zagrożenie dla swojej partii (AKP – Partia Sprawiedliwości i Rozwoju). – W protestach w parku Gezi dostrzega spisek, którego celem jest pozbawienie go stołka premiera. Spisek o wymiarach zarówno wewnątrzpolitycznych, zagranicznych, jak i ekonomicznych – uważa Çakırözer.
Podobnego zdania jest Omer Sahin z dziennika „Radikal”. Zmienił się język, jakim określane są protesty. – AKP mówi dziś o "puczu cywilnym". Premier jest przekonany, że sprzysiężyły się przeciw niemu siły widzące dla siebie korzyści jak grupy lobbystów, banki, koła gospodarcze – tłumaczy Sahin. Demonstranci mają być przy tym manipulowani i wykorzystywani jako marionetki. Dziennikarz jest przekonany, że nikt nie wierzy, by za rozruchami kryło się tym razem wojsko.
Niektórzy analitycy przypuszczają wręcz, że rosnące napięcia wewnątrzpolityczne są wynikiem kalkulacji premiera. – Erdogan chce spolaryzować kraj. Dzięki demonstracjom chce zjednoczyć znowu bazę swojej partii – przypuszcza Çakırözer. Następne wybory są w Turcji w marcu 2014. Erdogan liczy na przytłaczające zwycięstwo.
Na przedmieściach Ankary, w Sincan może liczyć na wsparcie. Akurat tam mieszka wielu zwolenników jego partii. AKP chce wykorzystać manifestację dla pokazania swojej siły, chce pokazać, że jest w stanie być konkurencją i dla demonstrantów na placu Taksim, i dla setek tysięcy dalszych demonstrantów w kraju.
Ayhan Simsek / Elżbieta Stasik
red. odp.: Bartosz Dudek