Sporty ekstremalne: Berlin mekką dla szaleńców?
4 listopada 2010Po feralnym skoku ze szczytu budynku z fundamentów budowy drapacza chmur „Zoofenster” w centrum Berlina (27.10), 30-letni mężczyzna, żołnierz niemieckiej marynarki, w śpiączce farmakologicznej walczy o życie w jednym z berlińskich szpitali. Tak ekstremalne wypadki zdarzają się rzadko, ale amatorów śmiałych, niebezpiecznych, a często także nielegalnych sportów w Berlinie nie brakuje.
Sztuka czy szaleństwo
Poszukujący adrenaliny odkryli dla siebie przestrzeń publiczną. Jedni surfują w metrze, inni skaczą z niskich wysokości - budynków lub mostów (basejumperzy, skaczący z klifów), a jeszcze inni, tzw. parkurzy, wykorzystują naturalne bariery przestrzenne - ławki, schody czy mury - do swoistego biegu z przeszkodami w poszukiwaniu najkrótszej drogi przez miasto. Lista kuriozalnych miejskich sportów jest długa i coraz dłuższa. Nowe sporty stały się trendem, dyscypliną sportu, a także trwałym elementem wielkomiejskiego pejzażu. Bo przestrzeń miejska - duże urozmaicenie terenu, bariery architektoniczne, wieżowce i mosty - jest idealnym miejscem dla spragnionych ryzyka.
Do sportów ekstremalnych, na przykład skoków z wysokości, potrzebna jest oficjalna zgoda. Ale poszukujących skrajnych wrażeń to nie odstrasza. Przekraczanie granic to ich specjalność. „Oni sami nazywają się sportowcami ekstremalnymi lub artystami. Ale osoby postronne mają ich często za szaleńców”, pisał niedawno„Tagesspiegel”, komentując wypadek spadochroniarza w Berlinie z minionego tygodnia. Ale nie wszyscy wielbiciele sportów miejskich i szczególnego ryzyka to szaleńcy. "Sport, sztuka, filozofia, show” - tak o berlińskich parkurach pisał inny berliński dziennik „Tageszeitung”. Parkurowiec Martin powiedział reporterom Deutsche Welle: „My żyjemy parkurem - nie poddajemy się ślepo społecznym konwencjom, lecz dziwimy się światu. Dlaczego nie mogę wchodzić na mury?” Miasto to dla parkurów otwarta hala treningowa. To indywidualiści, ale nie chcą prowokować. Przechodnie czasem reagują zdumieniem, czasem ich przeganiają. Parkur oraz inne miejskie sporty wymagają technicznego przygotowania, wyjątkowej sprawności fizycznej, ale także - wyobraźni. Miejski sport trzeba odgraniczyć od czystego szaleństwa, choć granica jest czasem płynna.
Berlińska karuzela szaleństw
W 2008 roku berlińska policja zatrzymała dwóch młodych mężczyzn, po tym jak wspinali się z grobu na grób na Cmentarzu Żydowskim w dzielnicy Weißensee. Tłumaczyli, że uprawiają sport ekstremalny. W lipcu ubiegłego roku 23-latek skoczył z dachu dworca metra Hallesches Tor na Kreuzbergu z wysokości 20 metrów do Sprewy. „Młody człowiek był świadomy niebezpieczeństwa, ale przeważył dreszczyk emocji”, relacjonował wtedy „Tagesspiegel”. „A tych szukają także surfujący w metrze, gdy przy prędkości 50 do 80 km/h wieszają się na wagonach pociągów”. Robią to zwłaszcza młodzi graficiarze. Ale takie wybryki niekiedy kończą się tragicznie. W październiku tego roku 19-letni turysta zginął, po tym jak zawiesił się na wagonie metra na stacji Möckernbrücke.
„Miasto takie jak Berlin daje wprawdzie nieograniczone możliwości, ale prawdopodobieństwo przyłapania na gorącym uczynku też jest duże”, powiedział rzecznik prasowy policji dziennikowi „Tagesspiegel”. W ostatnich latach liczba dziwacznych i niebezpiecznych incydentów w Berlinie rzeczywiście zmalała. Ale szaleńców to nie odstrasza. Ich wybryki co jakiś czas elektryzują opinię publiczną.
Tymczasem Berlin daje dużo legalnych możliwości dla poszukujących mocnych wrażeń. Poza spadochroniarstwem i bungiejumpingiem w niemieckiej stolicy można uprawiać na przykład tzw. Base-Flying - schodzenie po linie ze ścian budynków, głową w dół - chociażby z hotelu Park-Inn na Placu Alexandra.
Magdalena Szaniawska-Schwabe
red. odp.: Bartosz Dudek