Rola Europy w NATO
5 kwietnia 2009W okresie zimnej wojny przynależność do sojuszu NATO pod egidą USA była dla Europejczyków swego rodzaju ubezpieczeniem na życie. Gdyby Związek Radziecki odważył się zaatakować jedno z państw członkowskich sojuszu, miałby od razu do czynienia ze Stanami Zjednoczonymi. Jednak również po upadku ZSRR sojusz NATO dominuje w Europie, a jego dalsze istnienie bez USA jest nie do pomyślenia.
NATO jest dla Amerykanów nadal najważniejszym środkiem ochrony ich transatlantyckich interesów bezpieczeństwa w Europie” – twierdzi Nile Gardiner z konserwatywnej organizacji amerykańskiej „Heritage Foundation", były doradca brytyjskiej premier Margaret Thatcher. Równocześnie przynależność USA do NATO ma decydujące znaczenie dla dalszego istnienia Sojuszu:
- „Stany Zjednoczone są jedynym supermocarstwem, jakie pozostało jeszcze na świecie. Wydając 3,6 procent PKB na obronę przeznaczają one o wiele więcej na ten cel, niż Europejczycy, których wydatki wynoszą 1,7 lub 1,8 procent PKB. USA odgrywają czołową rolę w NATO, jak również w wojnie w Afganistanie. Waszyngton oczekuje jednak od pozostałych państw większego zaangażowania, zarówno w Afganistanie, jak i w innych misjach wojskowych”.
Stopniowy wzrost wpływu Europejczyków
Twierdzenia, że NATO składa się z jednego supermocarstwa i 27 „pomocników na posyłki“ już od dawna nie pokrywają się z prawdą – uważa F. Stephen Larrabee z „RAND Corporation” w Waszyngtonie – ośrodka analitycznego doradzającego rządowi USA. Mimo to, jak wykazują obecne operacje wojskowe w Afganistanie, Stany Zjednoczone wysyłają tam najwięcej oddziałów. Jeśli zapowiedziane przez prezydenta Baraka Obamę dodatkowe oddziały wylądują w Afganistanie, to USA będą dysponowały w tym regionie dwa razy większą liczbą żołnierzy niż wszystkie pozostałe państwa NATO razem wzięte:
- „Ale nie dlatego, że Stany Zjednoczone tego tak bardzo chcą, lecz ponieważ Europejczycy odmawiają wysłania do Afganistanu większej liczby wojsk. USA nie usiłują zdominować sojuszu liczebnością swoich oddziałów. Byłyby one o wiele bardziej zadowolone, gdyby sytuacja była odwrotna, to znaczy, gdyby Europejczycy wysyłali dwa razy lub trzy razy więcej oddziałów niż USA." – wyjaśnia F. Stephen Larrabee.
NATO różnych prędkości
Nowa administracja amerykańska pogodziła się z tym, że Europejczycy nie chcą nadmiernie angażować się militarnie w Afganistanie i nie chce domagać się od nich zwiększenia liczby oddziałów, jak niegdyś rząd prezydenta Busha. W swoim wystąpieniu na temat nowej strategii USA w Afganistanie prezydent Obama zapowiedział jednak coś innego nawiązując do szczytu NATO w Strasburgu, Baden-Badenie i Kehl:
-„Od naszych partnerów i sojuszników w NATO nie będziemy domagali się po prostu zwiększenia liczby oddziałów, lecz jasno zdefiniowanych możliwości operacyjnych: ochrony wyborów w Afganistanie i szkolenia sił bezpieczeństwa, co stanowi wielkie zobowiązanie cywilne wobec ludności afgańskiej".
Niejednolity podział ciężarów sprawia, że powstają dwie klasy państw NATO. Jak stwierdza ekspert ds. europejskich w amerykańskiej ponadpartyjnej Radzie Stosunków Międzynarodowych Charles A. Kupchan, z tym faktem należy się pogodzić:
- „USA, Kanada, Dania i kilka innych krajów godzą się z tym, że ich żołnierze są w Afganistanie bardziej zagrożeni niż żołnierze innych państw. Powstaje przez to nierówny podział odpowiedzialności i ryzyka, ale to jest właśnie sojusz NATO, z jakim musimy obecnie żyć”.
Własna polityka bezpieczeństwa Europy
Równocześnie Europejczycy zaczęli opracowywać własną politykę bezpieczeństwa i obrony, pod auspicjami Unii Europejskiej i w kooperacji z krajami nie należącymi do NATO.
Stephen Larrabee uważa jednak, że te dążenia nie stanowią konkurencji dla NATO:
-„Francuski prezydent Nicholas Sarkozy powiedział, i myślę, że on ma rację, iż europejska polityka bezpieczeństwa i obrony oraz polityka NATO wzajemnie się uzupełniają. Potrzebujemy obu strategii. I aby otrzymać poparcie ze strony USA i Wielkiej Brytanii dla inicjatywy europejskiej, Francja stała się znowu pełnoprawnym członkiem NATO”.
Z rysy, jaka zaznaczała się jeszcze kilka lat temu w stosunkach transatlantyckich, nie ma już śladu – stwierdza Charles Kupchan z Council z Rady Stosunków Międzynarodowych w Nowym Jorku:
- „Uważam, że między USA i Europejczykami nastąpiło znowu zbliżenie. Stało się tak już częściowo w okresie kadencji prezydenta Georga W. Busha, gdy Europejczycy i Amerykanie doszli do wniosku, że się wzajemnie potrzebują. Częścią składową tego procesu są obecnie reakcje na popularność Obamy w Europie i na zmieniony styl kierowania USA, który się Europejczykom podoba”.
Nawet, jeśli zadania NATO się w międzyczasie zmieniły, a operacje sojuszu odbywają się poza jego terytorium, Wspólnota Atlantycka nie straciła po dziś dzień na znaczeniu.
Tekst: Christina Bergmann / Andrzej Krause
Red.: Bartosz Dudek