Niemiecka prasa o wizycie Merkel w Dachau: czy to faux pas?
21 sierpnia 2013"Nuernberger Zeitung" zaznacza, że: "Jak do tej pory wszyscy szefowie rządów Niemiec szerokim łukiem omijali miejsce pamięci obozu koncentracyjnego w Dachau. Wszyscy, oprócz Angeli Merkel. Na trasie imprez w ramach walki wyborczej - pomiędzy wiecem w Erlangen i przemówieniem w piwnym namiocie - przystała na złożenie wizyty w byłym obozie koncentracyjnym. To bez wątpienia wymowny gest. Gest ukazujący, co się należy, kiedy jest się w mieście o nazwie Dachau, która stała się synonimem hitlerowskiego terroru. I nie ma co tego krytykować. Jeżeli kanclerz Merkel chodziłoby tylko o łowienie dusz elektoratu, to lepszym miejscem do odwiedzenia byłby stadion piłkarski Allianz-Arena w Monachium".
"Wiec wyborczy w piwnym namiocie tuż po rozmowie z ludźmi ocalałymi z Holokaustu - to niezbyt dobra kombinacja" - uważa "Badisches Tagblatt". "Są to dwa ważne wydarzenia, ale każde z nich dla innej grupy docelowej. Wizyta w byłym obozie koncentracyjnym sprawia wrażenie wykalkulowanej, przez co zatraca się jej efekt. Ale może podczas aktualnej walki wyborczej będzie chodziło też o ważniejsze tematy, tak że wszyscy przestaną się tylko zajmować harmonogramem wizyt i kwestiami dobrego stylu. Jeżeli czołowy kandydat SPD Steinbrueck musi się tłumaczyć z każdego wtrąconego mimochodem zdania, to z taką krytyką poradzi sobie także kanclerz Merkel. Kto by się nie oburzał na jej wizytę w Dachau: partie i ich czołowi reprezentanci nie ustępują sobie w niczym przy inscenizacji polityki i publicznych występów".
"Guardian" pod presją
"Stuttgarter Zeitung" pisze: "Na wyspie, która chętnie reklamuje się jako kolebka demokracji, ma miejsce niespotykany skandal. Zupełnie nieadekwatnie godzinami przetrzymuje się na lotnisku człowieka, którego wina polega na tym, że jest partnerem dziennikarza piszącego demaskatorskie artykuły. Do tego dochodzi kompletnie przesadzona reakcja w pomieszczeniach redakcyjnych gazety, która opublikowała demaskatorskie treści. Państwo przyłapane na szpiegostwie nie wykazuje przy tym skruchy, tylko wali na odlew. W samozwańczej ojczyźnie wolności prasy robi się coraz mroczniej".
"Berliner Zeitung" twierdzi, że "Jest to demonstracja siły. Imperium kontratakuje. Potencjalnych zdrajców tajemnic państwowych odstrasza się nie przez surowe wyroki sądów, jak w Stanach Zjednoczonych, ale przez demonstrację siły, poza wokandą sądową. Starszym Niemcom przypomina to 'aferę Spiegla' z 1962 roku, kiedy rząd Adenauera nakazał rewizję w biurach redakcji i aresztowanie redaktorów - pod zarzutem rzekomej zdrady państwa. Akcja ta była katastrofą dla wolności prasy. A dziś? Czy umiarkowanie interesującą się tym wszystkim opinią publiczną bardziej poruszy ta samowola władz, niż wirtualne szpiegostwo? Byłoby dobrze. A nakazem chwili byłaby debata o bezpieczeństwie i wolności".
Banki żerujące na klientach
O pazerności niemieckich banków pobierających od klientów horrendalne oprocentowanie debetu pisze m.in.
"Maerkische Oderzeitung": "To nie tylko hucpa, że obok wielkich banków także i małe kasy oszczędnościowe łypią okiem na jak największe zyski kosztem ich klientów. Na prowincji, poza bankami internetowymi, klienci nie mają zbyt wielkiego wyboru. Wysokie oprocentowanie debetu ukazuje także, że małe banki nie wiedzą za dobrze, jak w aktualnych warunkach ramowych można w ogóle wygospodarować rozsądny zysk. W takiej sytuacji wysokie oprocentowanie debetu jest bardzo wygodnym sposobem zarabiania pieniędzy".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik