Inicjatywa prezydenta USA przed szczytem G-8 / Bezrobocie w Niemczech spada
1 czerwca 2007„Heiligendamm przeobraża się w szczyt zawiedzionych” – stwierdza NEUE OSNABRUECKER ZEITUNG. „Prezydent Bush bierze w sferze ochrony klimatu inicjatywę w swoje ręce, podważając tym samym autorytet kanclerz Angeli Merkel. Ona postawiła na wiążące decyzje, on obrał drogę do niczego nie zobowiązującą. Intencje Busha są jasne: jako przywódca światowej potęgi, nie pozwoli się wcisnąć w klimatyczny gorset, niezależnie od tego, przez kogo szyty.”
Gdyby Angela Merkel nagle odwołała szczyt G-8, FINANCIAL TIMES DEUTSCHLAND podszedłby do tego ze zrozumieniem. Wie jednak, że pani kanclerz „tego nie uczyni, że coś takiego byłoby dla niej niewyobrażalne. Zatem spotkania w rodzinnej Meklemburgii nie będzie mogła uznać za pełne blasku zakończenie przewodnictwa w grupie G-8, lecz za moment swej największej klęski w dziedzinie polityki zagranicznej. Poza tym zrobi dobrą minę do złej gry, gdy odpowiedzialny za tę klęskę prezydent Bush, zechce ją znów mocno do siebie przytulić.”
Zawiedziona jest również STUTTGARTER ZEITUNG: „Inicjatywa strony niemieckiej, stawiająca przy zastosowaniu wszelkich zabiegów dyplomatycznych na podjęcie w Heiligendamm wiążących decyzji odnośnie emisji CO2, byłaby właściwym posunięciem. Pod zbyt wysoko umieszczoną poprzeczką, Amerykanie, co było do przewidzenia, po prostu się prześliznęli. Są jednak na tyle uprzejmi i dyplomatyczni, by zaproponować niemieckiemu rządowi wyjście z tej sytuacji bez większej utraty twarzy. Ochronie klimatu to niestety nie posłuży” – konstatuje STUTTGARTER ZEITUNG.
Inny aspekt naświetla BADISCHE ZEITUNG. „Bushowi z pewnością nie może zależeć, by na szczycie G-8 postawiono go pod pręgierz jako niepoprawnego niszczyciela klimatu. Tak by się stało, gdyby niemieccy gospodarze już w Heiligendamm albo najpóźniej pod koniec 2007 roku zażądali wiążących postanowień, a weto Amerykanów obróciło wszystko w niwecz. Ryzyko to maleje w momencie, gdy Bush sygnalizuje, że i Waszyngton wyciągnął nauczkę i zaczyna poważnie podchodzić do zagrożeń jakie niesie ocieplanie się atmosfery. Zatwardziały gospodarz Białego Domu pozwala sobie dziś na tego typu gest, ponieważ ma za sobą społeczeństwo, które coraz bardziej uświadamia sobie konieczność ochrony klimatu.”
Zmieniamy temat: Dzięki dobrej koniunkturze możemy się spodziewać dalszego odprężenia na rynku pracy w Niemczech.
Na ten temat FRANKFURTER RUNDSCHAU: „Mamy tu do czynienia z oszałamiającymi wręcz sukcesami. O siedemset tysięcy zmalała w ciągu roku liczba bezrobotnych i w fenomenalny wprost sposób wzrosła liczba zatrudnionych na pełnych etatach. Najlepsze jest jednak to, że końca tego pozytywnego trendu w gospodarce nie widać. Wręcz przeciwnie, Instytuty Badań Gospodarki znów korygują swe prognozy w górę - właściwie po raz który z rzędu? Nikt już nie mówi o koniunkturalnym słomanym ogniu. Raczej o trwałym pozytywnym trendzie dla Niemiec. Nikt też już nie uprawia czarnowidztwa – na szczęście.”
Natomiast berlińska DIE WELT radzi nie popadać w euforię: „Problem bezrobocia sam się nie rozwiąże. Niemiecki rynek pracy jest głęboko rozdarty: nie tylko na część wschodnią i zachodnią lecz również na rynek wykwalifikowanych i niewykwalifikowanych. Rzesze długoletnich bezrobotnych nie pojawiły się z dnia na dzień. Proces ten trwał przez dziesięciolecia. Dlatego nawet największy rozkwit gospodarczy nie będzie w stanie zmniejszyć ich liczby.”
LANDESZEITUNG z Lueneburga wyjaśnia. „Wiosnę na rynku pracy mamy w połowie do zawdzięczenia dobrej koniunkturze a w drugiej połowie typowemu sezonowemu ożywieniu – mówią statystycy z Federalnej Agencji Pracy. Mogliby to też inaczej wyrazić, na przykład, że udział wielkiej koalicji w tej mierze równa się zeru; gorzej, bo zamiast przyczyniać się do ożywienia koniunktury, koalicja toczy spory.”