Dyskusja na temat poszerzenia składu Rady Bezpieczeństa ONZ
10 grudnia 2004W konserwatywnej "Frankfurter Allgemeine Zeitung" czytamy: “Schroder pragnie prawa weta, ponieważ do tego, kto je posiada w Organizacji Narodów Zjednoczonych, należy ostatnie słowo. Ta kwestia wydaje się w chwili obecnej być dla kanclerza przedmiotem największej troski. Członkowie pięcioosobowego stałego składu Rady Bezpieczeństwa nie palą się do poszerzania swego grona i osłabienia własnej pozycji. Aspiranci do stałego członkostwa w tym gremium, z którymi Berlin zawiązał “sojusz”, mają otrzymać okrojone prawa, i nie będą mogli zgłaszać sprzeciwu. Kanclerz rozgląda się za sojusznikami, którzy poparliby jego postulat o przyznanie prawa weta nowym stałym członkom Rady Bezpieczeństwa. Ale tak na prawdę tylko zasiadająca w niej obecnie Piątka może je im przyznać. A sprawa z tym ma się następująco : Londyn i Paryż poparły zabiegi Berlina o stałe członkostwo, Pekim zachowuje się przyjaźnie, ale niewiążąco. Uzyskać poparcie mógłby Schroeder otrzymać ewentualnie od Putina, w co kanclerz wydaje się wierzyć. Bush natomiast uważa, że Francja w Radzie Bezpieczeństwa to wystarczająco duży kłopot.”
“ Kanclerz idzie na całość” – pisze monachijska “Süddeutsche Zeitung". Postulat kanclerza komentator gazety określa, jako nierealistyczny. “ Ponieważ prawa weta Berlin nie otrzyma. Nie ma ku temu potrzeby i sensu nie mówiąc o tym, że nie sposób go uzyskać.”
Berlińska "Die Welt" pisze " kanclerz wrócił do dawnego stylu w polityce zagranicznej i rzuca sloganami. Należy spodziewać się, że może to mieć destrukcyjny wpływ na niemieckie interesy. ‘Tylko weto’ – tak brzmi najnowszy slogan kanclerza. Jest on o tyle zagatkowy, co niemądry. Przede wszystkim torpeduje on niemieckie zabiegi o przyjęcie do stałego grona Rady Bezpieczeństwa. Dotychczas udało się rządowi niemieckiemu przedstawić dobre argumenty uzasadniające własne życzenia, a stosowana w tym celu taktyka nie była – jak się wydaje – nieudolna. Aż do czasu, kiedy pojawił się kanclerz. Chce on więcej.” Berlińska gazeta zastanawia się, czego chce kanclerz : “ Czy Schröder pragnie jedynie wypracowania sobie dogodnej pozycji wyjściowej do negocjacji, z których później mógłby wyjść zwycięsko ? Wiele przemawia za taką taktyką, ale niewiele ma ona wspólnego ze zdrowym rozsądkiem. Postulat kanclerza, z którym nagle wyskoczył, wzmocni jedynie pozycję obecnych członków Rady Bezpieczeństwa, którzy posiadają prawo weta i są przeciwni jakimkolwiek reformom Organizacji Narodów Zjednoczonych.”
Südwest Presse,
zastanawia się : " Co wstąpiło w kanclerza Gerharda Schrödera, żeby w Japonii ni stąd ni zowąd domagać się dla aspirantów na stałych członków w Radzie Bezpieczeństwa prawa weta? Teoretycznie możnaby mu przyznać rację, ale w rzeczywistości Organizacji Narodów Zjednoczonych liczy się nie sprawiedliwość lecz siła wpływów i władzy. Nawet jeżeli Kanclerz odnosi wrażenie, że uzyska poparcie Chin w zabiegach o stałe członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa, to na pewno nie w kwestii prawa weta. Niemcy nie są wielkim mocarstwem, lecz średniakiem i muszą zadowolić się okruszkami, które spradną ze stołu, przy którym zasiadają potęgi światowe. Dlatego nawet użycie łomu na nic się nie zda.”