Allah decyduje, nie Bundeswehra
12 stycznia 2010Pewnie, Somalia nie Afganistan, ale wiele podobieństw łączy te kraje, a także Irak, gdzie wojna rzekomo coraz bliżej końca, i Jemen, gdzie – kto wie – wojna może nadejść. Somalijska była dla Republiki Federalnej dziewiczą operacją - nazwijmy ją umownie - militarną poza granicami republiki. Nad obozem żołnierzy Bundeswehry, którym towarzyszyłem, powiewała flaga ONZ. Nazwa jest umowna, bo choć w roku 1991 do Somalii wysłane zostały uzbrojone oddziały, to przecież nie wolno im było otwierać ognia.
U nas myśli się inaczej
Pamiętam, jak pewnej nocy, w pobliskim mieście Belet Huen nastąpiła seria wybuchów. Niemcy wzmocnili posterunki obronne, ogłosili alarm i w napięciu oczekiwali, co też przyniesie interwencja Włochów. Włosi stacjonowali mianowicie niedaleko i oni to w podobnych sytuacjach ruszali do akcji. Tym razem szybko wrócili. Nerwowe oczekiwanie minęło. Oto z Mogadiszu przybył handlarz bronią i, demonstrując wyborną jakość oferowanychy towarów, rzucił kilka granatów na samotną chałupę.
Niemcy mieli przygotować logistykę dla potrzeb brygady indyjskiej w sile 4000 ludzi. Ale, że misję humanitarną traktowali jako niemniej ważną, więc zamierzali zbudować w Belet Huen kanalizację. Pora deszczowa znakomicie służy komarom do roznoszenia malarii, z tego powodu co roku umierają ludzie, warto zatem skierować brudne potoki z ulic pod ziemię. Sprawa wydawała się oczywista, plany były gotowe, żołnierze czekali na sygnał do rozpoczęcia robót. Ale tak się nie stało. Przywódcy zwaśnionych klanów orzekli, że byłaby to ingerencja w zastrzeżoną dla Allaha sferę decydowania o losie człowieka. Również z tego powodu nie można było przeprowadzać wszystkich zabiegów w rozbudowanym i wyposażonym przez wojskowych szpitalu. – U nas myśli się inaczej niż u was – wyjaśnili pułkownikowi Bundeswehry sędziwi mężczyźni, lokalni przywódcy.
Sorry, zmieniliśmy plany
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że to, co łączy szefów miejscowych klanów, to nade wszystko opozycja wobec niektórych niemieckich idei pomocy. Nie wystarczyło to, by doprowadzić do wyborów wspólnych władz szczebla lokalnego.
Główna linia podziałów i walk klanów przebiegała między posiadaczami wielbłądów i właścicielami studni.
Bundeswehra świetnie wywiązała się z powierzonych jej zadań wojskowych. Region Belet Huen przeżył niesłychany boom inwestycyjny. W oczekiwaniu na przybycie brygady indyjskiej, Niemcy zbudowali lotnisko, sieć dróg, stację uzdatniania wody o zdolności dziennej miliona litrów, magazyny. Zgromadzili w nich zapasy żywności. Gdy wszystko było gotowe, zjawili się trzej oficerowie z Indii i oświadczyli: - Sorry, zmieniliśmy plany. Nasi żołnierze będą rozlokowani nie tutaj, na północy, lecz na południu Somalii.
Przed operacją ONZ, w tym afrykańskim kraju panowała anarchia, po zakończeniu operacji anarchia umocniła się i tak jest do dziś. Mimo to wybrane dziedziny gospodarki rozwijają się dynamicznie, a dobrego przykładu dostarcza korsarstwo. W Iraku, zbrojna interwencja USA i partnerów wprowadziła najpierw destabilizację, potem pozorną stabilizację, wreszcie zdecydowany wzrost wpływów Iranu. Słychać złowróżbne komentarze, że kiedy koniec końców Amerykanie wycofają się, Iran będzie stabilizował Irak według swych wzorów... . Chyba, że przedtem rewolucja obali reżim ajatollahów i zmieni geopolitykę w regionie. Moja nadzieja w tym właśnie.
Co z tym Afganistanem?
No, ale wiadomo, czyją matką jest nadzieja. Waszyngton przekonuje, że wojsko załatwi wszystko, zniszczy talibów, ułatwi demokrację. Im więcej wojska, tym lepsze widoki na sukces. Hm, nauki irackie wzmacniają raczej obóz sceptyków. Sęk w tym, że nie ma jednej, pewnej recepty. Złoty środek nie istnieje. W końcu stycznia, w Londynie odbędą się rozmowy, co dalej z tym Afganistanem. Amerykanie naciskają sojuszników, by wysyłali tam wciąż więcej i więcej żołnierzy. Reakcje sojuszników ujawniają dwie szkoły postępowania.
Pierwsza polega na tym, by zaraz po telefonie z Waszyngtonu ogłosić: tak, więcej naszych rzucimy na Afganistan. Druga szkoła przywiązuje większą wagę do refleksji. Bo może warto zastanowić się nad strategią; strzelać, owszem, ale skoncentrować się na odbudowie cywilnej. Z polowania na talibów , miejscowi, niezwiązani z nimi, nie mają nic. Ba, wielu ginie, coraz więcej dostrzega w umundurowanych przybyszach okupantów. Tym ludziom trzeba dać jakąś perspektywę, sensownie mówią panowie Westerwelle i Guttenberg, szef dyplomacji i minister obrony Niemiec. W każdym razie, więcej wojaków nie wyślą. Więc telefon z Waszyngtonu znów dzwoni, a Gutenberg powiada tak: „Do wyciągnięcia własnych wniosków nie potrzebuję instrukcji z USA!”
Afganistan zmienia kanony poprawności politycznej. W sprawach odbudowy cywilnej warto zasięgnąć rady dowódców Bundeswehry, prekursorów tej koncepcji w Somalii. Allah jest równie wielki w Afganistanie…
Michał Jaranowski
www.dw-world.de/polish